środa, 31 października 2012

Pierogies, pierogies!


Anna weszła do swojego mieszkania późnym wieczorem. Zmęczona rzuciła obarczające ją torby tam gdzie było i jej, i im najwygodniej. – Kawa, papieros i biorę się do roboty – pomyślała. Po dziesięciu minutach siedziała w starym fotelu rozglądając się po pokoju. – M4 – powiedziała. - Dlaczego nazywali to M4, są przecież trzy pokoje? Mieszkanie odziedziczyła po babci, po matce matki. Mieszkała w nim zaledwie od dwóch miesięcy. Mieszka w Polsce zaledwie od dwóch miesięcy. Przyjeżdżała do Polski wcześniej na wakacje, odwiedzić babcię, dalszą rodzinę i znajomych. Teraz jednak zdecydowała się przyjechać na dwa lata.

Przed wyjazdem z Kalifornii rzuciła palenie. W Warszawie było łatwiej do niego wrócić. – W L.A. nie będę palić – pomyślała. Paliła tytoń w skrętach tłumacząc sobie, że to zdrowsze – palę mniej, nie ma chemii, lepsze to niż ten gotowy „szit” w paczkach. Kawa smaczna, ale bez mleka. Czarna kawa, espresso z wrzątkiem typu americano. – Będę musiała sobie zęby wybielić niedługo – postanowiła biorąc ostatni łyk.

- Dobra, do roboty! - krzyknęła zrywając się z fotela. „Pierogies, pierogies!” Postanowiła zrobić pierogi według przepisu znalezionego na kartce pomiędzy książkami kucharskimi. Przepis był najpewniej zapisany ręcznie przez babcię.

Pierogi Ruskie, kilo mąki, pół kilo twarogu, cztery cebule... brzmi łatwo. Wszystko szło łatwo dopóki ciasto nie zaczęło lepić się do blatu a nie do siebie, drewniana łyżka nie zajęła się ogniem z palnika, talerzyk nie zleciał na posadzkę, a wałek nie złamał. Anna w złości wyrzuciła do kosza wszystko łącznie z pierogami. Zamknęła za sobą drzwi i postanowiła tego dnia do kuchni już nie wchodzić. Usiadła w fotelu, nalała sobie resztkę likieru znalezionego w starej serwantce i zapaliła papierosa.

Czekając na Abla


Drogi Ablu!

Wiem, że jesteś w pobliżu. Czuję Twoją obecność. Teraz, uwolniona od ziemskiego bytu, widzę, czuję i rozumiem więcej niż za życia. Wiem, że tu wrócisz. Ta ziemia, naznaczona kainowym piętnem, była miejscem naszego szczęścia, wzruszeń i naszej tragedii. Tu zostawiliśmy wszystko. Stąd jesteśmy.

Tyle lat minęło od naszego spotkania! Listopadowy dzień, kiedy widzieliśmy się tu po raz ostatni, odtwarzałam sobie tysiące razy w pamięci. Z precyzją potrafię opisać każdy szczegół i słowo. Nawet to milczenie, które boleśnie przeszywało uszy. Gdy słowa okazały się bezsilne i zbędne.

Musiałam wyglądać mało dostojnie, brodząc wśród sterty ruin i żelastwa, jak żuraw podnosząc wysoko kolana, z trudem zachowując równowagę. Kaszlałam, pył zmiażdżonych cegieł dusił mnie. Walczyłam ze sobą. Tak bardzo chciałam się obejrzeć i zobaczyć Cię jeszcze raz.

Bałam się, że podzielę los żony Lota. Część mnie już była martwa. Przy życiu trzymał mnie mój syn, poczęty i urodzony po wojnie. Był jedyną ludzką istotą, z którą łączyły mnie więzy krwi. Nie ocalał nikt. Uśmiechałam się wpatrując się w jego ogromne chabrowe oczy. "Ma dobry wygląd", myślałam. Bałam się, kiedy karmiłam go piersią, że oprócz mleka wyssie ze mnie pamięć. 

Po wojnie zamieszkałam na Żoliborzu. Nigdy nie odważyłam się wrócić na Muranów. Nawet wtedy, kiedy słyszałam entuzjastyczne wieści o jego odbudowie. Mój związek nie był udany. Rozstaliśmy się, kiedy Michał miał pięć lat. W maju 1968 roku dostaliśmy paszport i wyjechaliśmy z synem do Izraela. Trzy lata później mój piękny, niebieskooki syn zginął w zamachu terrorystycznym w Jerozolimie. Próbowałam jeszcze żyć, ale nie potrafiłam. Zmarłam wkrótce potem nagłą i bezbolesną śmiercią, we śnie.

Sen trwał w nieskończoność, a kiedy wreszcie przebudziłam się i otworzyłam oczy, poczułam  słodki zapach czeremchy i bzu. Myślałam, ze znalazłam się w Raju. Ten zapach zdawał się dziwnie znajomy. Po chwili zorientowałam się, ze jestem w Ogrodzie Krasińskich. A dla nas, w getcie, to miejsce było jak zakazany owoc, który kusił zmysły, wydawał się na wyciągnięcie ręki, a jednak pozostawał niedostępny, ogrodzony murem. Ostatni taki beztroski, ciepły majowy wieczór spędziliśmy tu obydwoje w 38 roku. Pamiętasz?! I radość tego naszego spaceru wróciła teraz do mnie! Biegałam w transie, jak szalona, nie zwracając uwagi na przechodniów, przytulałam się do drzew, zrywałam gałązki bzu i całą sobą chłonęłam ich zapach. Moja euforia trwała krótko. Zamarłam, kiedy zobaczyłam, co zostało z naszych Nalewek, naszego żydowskiego Nowego Światu.

Od kilku lat snuję się po Muranowie, szukając w jego nowej topografii śladów Ciebie i mnie. Uczę się nazw ulic, obserwuję mieszkańców, wchodzę czasem  bezszelestnie do ich mieszkań i wsłuchuję się w ich sny. Pozostaję dla nich niewidzialna. To znaczy, tak mi się przez lata wydawało. Do czasu.

Na ulicy Zamenhofa mieszkał mały, może siedmioletni chłopiec. Widziałam go codziennie, kiedy rano szedł do szkoły. Miałam wrażenie, że wodzi za mną wzrokiem, uśmiecha się kiedy przechodzę obok. Dwa lata temu zdarzyło się coś niezwykłego. Kiedy mijaliśmy się na rogu Zamenhofa i Dzielnej, mały nagle podbiegł do mnie i patrząc mi prosto w oczy, powiedział cicho, ale stanowczo: "Pani Melu, może pani to już zdjąć!". "Ale mi zimno, a do lata jeszcze daleko" odparłam otulając się kołnierzem, zaskoczona tak bardzo, że nie spytałam go nawet skąd znał moje imię. "Nie, nie mówię o płaszczu" - uśmiechnął się mały. Spojrzałam w swoje odbicie w kałuży. Mój prawy rękaw przecinała powyżej łokcia zniszczona i mocno przybrudzona opaska z gwiazdą Dawida.

wtorek, 30 października 2012

Maria de Murano


Maria de Murano jest królową dzielnicy. Ciało jej niemłode i niestare zarazem, o ile takie kategorie można w ogóle zastosować. Zresztą „czas” to nie jest zajęcie dla niej, dla osoby z jej sfer. Liczenie, rachunki i matematyka niższa uprawiana jest w brudnych podwórkach Nalewek i na aseptycznych powierzchniach Arkadii. Sobie pozostawia tę matematykę kosmiczną, gdzie dwa i dwa daje wszystko prócz czterech.

Maria de Murano jest królową na 38 metrach, na trzecim podwórku od bramy, na czwartym piętrze bez windy, na lokalu pod kulturę i na kupie kamieni. Mieszka jak wszyscy tu mieszkają, ale kim są wszyscy i czy ta zbiorowość jest li zbieraniną, czy czymś jednak więcej. Pałac jej zdobią girlandy bielizny w tymczasowym, rzecz jasna, zastępstwie bobkowego liścia. Sprzęt w jej mieszkaniu jest szwedzkiej proweniencji, bo jest tutaj nowa, tak jak nowi są tutaj wszyscy, ale kim są wszyscy, et cetera, et cetera. Meble to niedrogie i łatwo się spopielają na wypadek jakiejś wojny. Nie zmienią się w kłopotliwe znalezisko wygrzebane po latach. W swym małym Sztokholmie, zaradnie łatwopalnym zasiadła niczym na tronie. Zasiadła w fotelu SKRUVSTA Maria de Murano. Maria de Murano - królowa dzielnicy stertę ulotek ze skrzynki wyjętą przeglądająca.

poniedziałek, 29 października 2012

Serdecznie zapraszamy do udziału w projekcie edukacyjno-twórczym 

"Mumerela na Muranowie".

Dlaczego „Mumerela"? 

Mumerela pojawia się w jednym z opowiadań z „Berliner Kindheit um Neunzehnhundert" („Berlińskie dzieciństwo na przełomie wieków”) Waltera Benjamina. Ona jest tym, „co milczące, lekkie, puszyste, co jak śnieżek w szklanych kulkach kłębi się we wnętrzu rzeczy”. 
Przenieśmy teraz Benjaminowską Mumerelę na Muranów, skierujmy się ku wnętrzu rzeczy i rozpocznijmy podróż w czasie, niekoniecznie w ujęciu 
linearnym.

Historia Muranowa – tego dramatycznie doświadczonego osiedla jest główną inspiracją projektu. Celem jest przepracowanie tej historii i uczynienie nowego otwarcia, swoistego odczarowania.
Stworzenie wirtualnej kamienicy, jej wirtualne współ-zamieszkiwanie jest pomysłem na projekt edukacyjno-twórczy, umożliwiający poznanie historii osiedla Muranów poprzez stworzenie metatekstu.

Treścią projektu jest wspólne pisanie bloga, wsparte konsultacjami literacko-formalnymi i dyskusjami oraz cykl warsztatów i wykładów związanych tematycznie.

Udział może wziąć każdy zainteresowany.

Dla uczestników planujemy warsztaty literackie i twórczego pisania, pomoc w pisaniu bloga, konsultacje literacko-formalne i dyskusje, cykl wykładów z zakresu literatury i kultury żydowskiej oraz spotkania z twórcami i pisarzami, m. in. z Piotrem Pazińskim, Bellą Szwarcman–Czarnotą, Beatą Chomątowską i Sylwią Chutnik.

Prowadzący:

Anna Rozenfeld – artystka działająca w różnych mediach (malarstwo, fotografia, instalacje przestrzenne, sztuki performatywne), badaczka, tłumaczka, nauczycielka i propagatorka języka jidysz. Absolwentka Międzywydziałowych Indywidualnych Studiów Humanistycznych (MISH) na Uniwersytecie Warszawskim. Ukończyła studia historii sztuki, grafiki i malarstwa, filozofii i judaistyki na uniwersytetach w Marburgu, w Salzburgu, we Wiedniu i w Warszawie.
W swej działalności i pracy twórczej związana z kulturą żydowską i językiem jidysz.
Współzałożycielka projektu „ייִדיש לעבט” ("jidisz lebt", pol. "jidysz żyje").
Prowadzi warsztaty artystyczne dla dzieci i młodzieży oraz wykłady na temat języka i kultury jidysz.
Wielokrotnie pracowała jako konsultant językowy, m.in. w filmie "W ciemności" w reżyserii Agnieszki Holland. Do końca grudnia 2011 roku prowadziła audycję w jidysz "Naje Chwaljes" ("Nowe Fale") w Polskim Radiu dla Zagranicy.

Paweł Brylski – literat i literaturoznawca zainteresowany przede wszystkim formacjami awangardowymi, formami eksperymentalnymi i potencjalnymi. Był sekretarzem Jerzego Ficowskiego i Elżbiety Ficowskiej. Pracował w Teatrze Dramatycznym, Muzeum Historii Żydów Polskich i kilku organizacjach pozarządowych. Współautor bloga stacjamuranow.natemat.pl; ostatnio współtworzył spektakl „Konstrukcje Debory Vogel” przygotowany na festiwal Warszawa Singera. Publikował m.in. w „Teatrze” i „Ricie Baum”. W trakcie pracy nad powieścią (o tematyce warszawskiej).


Organizatorem projektu jest Fundacja Promocji Sztuki Współczesnej










Fundacja PSW to miejsce prezentacji i promocji sztuki współczesnej, miejsce upowszechniania jej dynamicznego, aktualnego wizerunku, miejsce otwarte na poszukiwania nowych metod komunikacji, na sztukę eksperymentującą, komentującą i zaangażowaną społecznie. Działalność Fundacji obejmuje m.in. organizację wystaw, projekcji, wykładów, warsztatów, działalność wydawniczą, edukacyjną i popularyzatorską 
oraz badawczą w dziedzinie sztuki współczesnej, skierowaną do zróżnicowanych grup odbiorców: profesjonalistów i szerokiej publiczności, w tym również dzieci i młodzieży. Staramy się prowadzić równoległość wielu działań umożliwiając im wzajemne przenikanie, wzmacniając tym samym ich skuteczność.
Galeria PROGRAM - od 2001 roku prowadzi aktywną działalność wystawienniczą kładąc akcent na projekty społeczne. Zorganizowała ponad 80 wystaw i realizacji. Współpracuje z artystami młodego i średniego pokolenia. Idea działania Galerii PROGRAM opiera się na promocji kultury realizowanej za pomocą różnych form wypowiedzi artystycznej, w zakresie sztuk wizualnych, filmu oraz działań w przestrzeni publicznej.


Projekt realizowany dzięki finansowemu wsparciu Urzędu Miasta Stołecznego Warszawy