niedziela, 16 grudnia 2012

Maria i film


Jest godzina piętnasta rano w niedzielę. Marię wypełnia oleista pustka, w której natychmiast rozpuszcza się zalążek wszelkiej myśli. Poprzedni wieczór to dym, tłum, huk i rozbłyski jak w dobrym kinie akcji. Dziś za to jest nic, jakby nic się nie stało. Jest to nic z czerwonej cegły lub w postaci koralika. Hula ta pustka po całej połaci. Płoży się po okolicy w postaci dawno wybrzmiałych krzyków przekupnych, wyziera z rozkopów. Natarczywie puka minionym komiwojażerem do nieistniejących drzwi, których nikt nie otwiera. Była Żubrówka, nie ma Żubrówki, ot co.

W urwanym filmie Marii zamazane twarze, niezrozumiałe frazy, jakby w obcym języku, niezrozumiałe twarze i zamazane języki jakby w obcym filmie. Napisy końcowe w formie prostej listy imion. Jedna z tych niszowych produkcji na TVP Kultura emitowanych w czasie najmniejszej oglądalności. Zapewne wielowątkowa historia rozgrywająca się w malowniczej scenerii ruin, bohaterowie snują się bez sensu, po czym wszyscy umierają, ale to już czysta spekulacja.

W okolicy siedemnastej rano tabletki na kaca uśmierzą ból głowy, lecz nie przywrócą pamięci. Nie ma tabletek na przywracanie pamięci. Jest za to jakieś nic, które powoli się uściśla.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz