Anna weszła do swojego mieszkania późnym wieczorem. Zmęczona
rzuciła obarczające ją torby tam gdzie było i jej, i im najwygodniej. – Kawa,
papieros i biorę się do roboty – pomyślała. Po dziesięciu minutach siedziała w
starym fotelu rozglądając się po pokoju. – M4 – powiedziała. - Dlaczego
nazywali to M4, są przecież trzy pokoje? Mieszkanie odziedziczyła po babci, po
matce matki. Mieszkała w nim zaledwie od dwóch miesięcy. Mieszka w Polsce
zaledwie od dwóch miesięcy. Przyjeżdżała do Polski wcześniej na wakacje,
odwiedzić babcię, dalszą rodzinę i znajomych. Teraz jednak zdecydowała się
przyjechać na dwa lata.
Przed wyjazdem z Kalifornii rzuciła palenie. W Warszawie było
łatwiej do niego wrócić. – W L.A. nie będę palić – pomyślała. Paliła tytoń w
skrętach tłumacząc sobie, że to zdrowsze – palę mniej, nie ma chemii, lepsze to
niż ten gotowy „szit” w paczkach. Kawa smaczna, ale bez mleka. Czarna kawa,
espresso z wrzątkiem typu americano. – Będę musiała sobie zęby wybielić niedługo
– postanowiła biorąc ostatni łyk.
- Dobra, do roboty! - krzyknęła zrywając się z fotela.
„Pierogies, pierogies!” Postanowiła zrobić pierogi według przepisu znalezionego
na kartce pomiędzy książkami kucharskimi. Przepis był najpewniej zapisany ręcznie
przez babcię.
Pierogi Ruskie, kilo mąki, pół kilo twarogu, cztery cebule...
brzmi łatwo. Wszystko szło łatwo dopóki ciasto nie zaczęło lepić się do blatu a
nie do siebie, drewniana łyżka nie zajęła się ogniem z palnika, talerzyk nie
zleciał na posadzkę, a wałek nie złamał. Anna w złości wyrzuciła do kosza wszystko
łącznie z pierogami. Zamknęła za sobą drzwi i postanowiła tego dnia do kuchni
już nie wchodzić. Usiadła w fotelu, nalała sobie resztkę likieru znalezionego w
starej serwantce i zapaliła papierosa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz