czwartek, 6 grudnia 2012

De finibus bonorum et malorum


Nie wiem, czy potrafiłabym znieść te ciągłe represje i upokorzenia, gdyby nie mój wspaniały profesor, Mieczysław Michałowicz, PPS-owiec. Murem stał za nami, żydowskimi studentami. Buntował się przeciwko gettu ławkowemu, a jego adwersarze nie szczędzili mu szykan. Po 35 roku było tylko gorzej. I chociaż Uniwersytet Warszawski po śmierci Wodza został oficjalnie przemianowany na Uniwersytet imienia Piłsudskiego, narodowcy ze zdwojoną siłą dawali upust swoim antysemickim nastrojom, które wcześniej tamowała Sanacja. Dzielnica północna wokół mnie pustoszała.
 
Wiele rodzin wyemigrowało wtedy do Ameryki albo do Palestyny. Z naszej trójki tylko ja obroniłam dyplom. Rachela przerwała studia prawnicze. Zbyt często słyszała, że żydowscy adwokaci nie powinni być dopuszczani do palestry, bo przecież "ich mentalność i materializm wywodzą się wprost z Talmudu”. Jej ojciec nalegał, żeby kontynuowała naukę w Paryżu i był gotów opłacić studia, ale ona zakochała się w starszym koledze ze studiów, Aronie Rozenfeldzie i wkrótce wyszła za niego za mąż. Irka natomiast odstawiła "Iliadę" na półkę, tuż obok "De finibus bonorum et malorum" ukochanego Cicerona. "Niech czekają na lepsze czasy" mówiła. "Cóż z tego, ze odróżniam kolumnę jońską od doryckiej, skoro teraz trzeba stać na straży własnego sztetla". Strąciła bogów greckich z Olimpu, a ich miejsce zajęli inni, mówiący w jidysz. Rozkochała się w literaturze Pereca, a od kiedy osobiście poznała Melecha Rawicza, stała się częstą bywalczynią siedziby żydowskich literatów i dziennikarzy przy Tłomackiem 13, nawet kiedy Rawicz wyemigrował z Polski. A później Irkę, z roku na rok, coraz bardziej przyciągały idee Bundu.
 
W tamtych trudnych czasach często paradowałyśmy po ulicach w naszych jednakowych sukienkach. Te sukienki chroniły nas jak pancerz, czułyśmy się silniejsze, żartowałyśmy że jesteśmy członkiniami "tajnej żydowskiej sekty". W rzeczywistości, wyglądałyśmy w tych naszych sukienkach nader nobliwie. Podwyższony, marszczony stan, kołnierzyk a la guwernantka i rękawy zakrywające łokcie. Śmiałyśmy się, że gdyby nie nasza semicka uroda, ludzie mogliby nas brać za nowicjuszki z katolickiej szkoły przyklasztornej. I tylko Rachela twierdziła z przekorą, że przecież to wymarzony krój na czas, kiedy będziemy chodzić w ciąży. I to ona pierwsza z nas została matką. Irce macierzyństwo nie było pisane.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz