czwartek, 8 listopada 2012

Maria i kobiety


Nie od niej to zależało, ale jest kobietą. Niestałą i zmienną jest zawsze kobieta. „Ah, znów jest popyt na epików!” - myśli Maria de Murano idąc pod rękę w morze gruzów z barbarzyńcą spod Radomia, a jej kwiecista sukienka od cioci Unry w strzępach jest od zakasywania. Świat trzeba urządzić na nowo, potrzeba słonecznych podwórek i krzyczących tam dzieci. Pokalane poczęcie na ruinach i poród w robotniczym baraku – być Marią – to zobowiązuje.

Gdy pastuszkowie kładą kolejne warstwy muru, bydlęta leżą zaś pijane pod stołem, a trzej królowie wygrażają sobie bronią nuklearną, nie pozostaje jej nic, jak zostać singielką i bizneswoman, i copywriterką, i meneżdżerką w headofisie, iść na sushi, albo na lejdis, albo na manifę i kupić na kredyt apartament, który zasadniczo przecież różni się od kawalerki, bo kawalerka to chyba jednak określenie osoby stanu wolnego płci żeńskiej.

A kiedy znudzi ją nowy blender i gender, i jest jeden z tych słonecznych lipcowych dni o konsystencji roztopionej gumy do żucia, Maria mogąc leżeć w rynsztoku trupem lub w stroju kąpielowym plackiem, tym razem wybierze tę drugą z możliwości.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz