środa, 21 listopada 2012

Złote nitki


Wpatrzona w ogromną szybę kawiarni literackiej szukam swojego odbicia, chcąc sprawdzić makijaż. Niestety nie mam odbicia. Szkoda. Czasami mi się wydaje, że jestem tak samo martwa jak Joasia Popińska, która w tej chwili urządza literatowi awanturę o nawyk palenia w mieszkaniu. Literat ma wspaniały dar – dar ignorowania. On tego zwyczajnie nie słyszy. Z biegiem lat udało mu się wydostać duchem z ciała. Jest wiecznie nieobecny. Gdzie zatem bywa ten dobry człowiek? Albo raczej - w którym miejscu znajduje się jego serce? Ja to wiem. Jest po drugiej stronie liter manuskryptu. Wkroczył w swoją literaturę i nie ma zamiaru wydostać się z kartek. Pewnej burzliwej nocy weszłam tam i ja. Trójwymiarowy świat za literami składa się wyłącznie ze złotych, świetlistych nitek, które oplatają jak pajęczyna duszę każdego, kto wkracza w tę przestrzeń i pozwalają rozbrzmieć tysiącom wspomnień łączącym się ze wspomnieniami fikcyjnych postaci. Ale są też nitki, które dźwigają echo duszy literata. To tylko odpryski jego duszy. Źródło, serce, jest tam, gdzie żadna inna dusza nie ma dostępu. W chwili, w której to zrozumiałam, trafił mnie piorun i wyrzucił z tamtego świata. Od tej pory jest mi trochę zimno i nie mam już lustrzanego odbicia.

Patrzę przez szybę na apokaliptyczny zarys ruin żydowskiego muzeum. Obok mnie Joasia podpiera puste ciało literata. Wiem, dlaczego muzeum się zawaliło, ale teraz nie powiem.

W lustrzanym odbiciu widzę, jak liczni nieżyjący z szelestem kartkują żydowską gazetę „der Curikker”. Nie czyta jedynie Szpiglszojm. Milczący i ponury patrzy w moją stronę. Do niedawna należał do żydowskiej redakcji, ale został wyrzucony przez surowego pana balebosa. Jego obsesyjne idee zawładnięcia światem stały się nie do zniesienia.

Joasia wypakowała plastikowy pojemnik curver i próbuje karmić literata własnej roboty zupą mleczną z makaronem. Literat zwymiotował, ledwie poczuł zapach zupy, zanim nawet zdążył zobaczyć, że w zupie pływają robaki - przeoczone przez Joasię, która nie może się pogodzić z faktem, że gotowanie to nie jest zajęcie dla umarlaków. Ale jeszcze ciekawsze niż odkrycie przyczyn uporu Joasi, coraz bardziej działającej mi na nerwy, jest tło kulturowe: dlaczego rodowity Polak ma odruchy wymiotne na widok zupy mlecznej z makaronem? Z tą potrawą wiąże się szereg poniżających doświadczeń, które przeciętny mieszkaniec Polski musiał znosić żyjąc w komunistycznym państwie. Jako cudzoziemka nie mogę się nadziwić, jak trwale ta zupa symbolizuje niedoskonałość dyktatury.

Wychodzę z lokalu i idę w stronę Dworca Śródmieście. Mam szereg uzasadnionych wątpliwości, czy nie zgubię się w podziemnych, ciemnych katakumbach owego dworca. Po mieście krąży mnóstwo niepokojących legend o tym miejscu. Złych legend. Nie każdy, kto przypadkiem znajdzie wejście do dworca, znajdzie również, jak głoszą legendy, wyjście.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz